"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
Imieniny obchodzą: Agnieszka, Teodor, Czesław - Wielkanoc
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
"Nowe przysłowie sobie Polak kupi..."

Minął kolejny rok. Zawsze jest to moment do podsumowań, a także do zastanowienia się nad sobą i przyszłością. Z natury nie jestem pesymistą, jednak słuchając wypowiedzi polityków, a zwłaszcza kolegów i znajomych odnoszę wrażenie, że jest już katastrofa, a winę za nią ponosi poprzednia ekipa rządowa.


Spróbujmy jednak cofnąć się pamięcią wstecz. Dla mnie będą to trzy dekady, bo właśnie wówczas podjąłem prace na PKP. Pamiętam, iż najpierw był staż, XIII grupa, 950 zł, plus 10% premii. Należałoby zapytać, dużo to, czy mało? Dla mnie w tamtym czasie było to dość dużo, choć koledzy z klasy zarabiali znacznie lepiej tyle, że w innych firmach. Ja byłem sam i moim marzeniem był magnetofon, nasza ZK-a kosztowała około 3 tys. zł, ponad trzy wypłaty było to sporo pieniędzy, a i inne artykuły były dość drogie. Dla przypomnienia chleb 8 zł, cukier 10,5 zł, a kiełbasa zwyczajna 44 zł, a gorzałka około 40 zł.


Tak jakoś sobie to przypomniałem, bo dziś zwyczajna to około 7 złotych, a cukier 2,5 zł nie wspomnę o magnetofonie. Tak, więc nie bardzo tęsknię za tą dekadą. Następna to już gonitwa pieniądze są, tylko nie ma towaru i tu trudno jest zapamiętać ceny, bo ich wartość zmieniała się jak w kalejdoskopie, a czasem za kartkę na mięso z kością udało się kupić coś lepszego. Pamiętam tylko, że zbieraliśmy na pralkę automatyczną, lecz nie mogliśmy jej kupić, bo gdy były pieniądze, nie było pralki, a jak była pralka, to jej cena była już wyższa i znów trzeba było składać. Podobnie było z innymi artykułami, co kilka miesięcy wyższy dodatek inflacyjny i więcej zer za pierwszą cyfrą. Jedynie święta były wówczas jakby bardziej uroczyste, bo w sklepach pojawiały się szynki, boczki i balerony oraz rodzynki, kawa, czasem pomarańcze z Kuby, i gdy udało się to wszystko kupić, to były dopiero święta. Dziś już nawet nie pamiętamy tych milionów, które wówczas zarabialiśmy i staraliśmy się je szybko wydać lub kupić "zielone", bo one dawały gwarancję nie stracenia na wartości. Z zazdrością patrzyliśmy na tych, którym udało się wyjechać na zachód i przywieźć stamtąd trochę twardej waluty. Pamiętam, jak pojechaliśmy z kolegami na "Zachód". Wysiadamy na dworcu w Atenach, a tam woda mineralna 100 drahm, to ponad 50 centów, a nasz miesięczny zarobek w kraju to 17 dolarów. Napiliśmy się z kranu.


I wreszcie ostatnie dziesięciolecie na początku wielka euforia i zachłyśnięcie się wolnością. Z ust jednych słychać o potrzebie zaciśnięcia pasa, aby z kilka lat było lepiej niż na zachodzie, natomiast realiści spokojnie mówili, iż aby dogonić zachód potrzeba dziesięcioleci. Trudno było przyjąć do wiadomości to, iż trzeba będzie jeszcze czekać kilkanaście lat na poprawę sytuacji w kraju. Gdy na początku pojawiły się w sklepach towary kupowaliśmy bez mała wszystko. Jak grzyby po deszczu rosły bazary, gdzie "handlowcy zza wschodniej granicy" oferowali nam tanie buble. Kupowali u nas dolary i wywozili w głąb Rosji. Wszystko wydawało się wspaniałe jednak każdy kij ma dwa końce. Po kilku latach nasz rynek opanowali handlarze z Azji, i to oni dziś szyją, i sprzedają większości z nas swoje ciuchy. Natomiast rodzime fabryki padły, gdyż nie udźwignęły konkurencji z piwnicami. Powoli zaczęły powstawać małe prywatne firmy i zakłady, jednak nie mogły one nadążyć z przyjmowaniem zwalnianych z pracy bezrobotnych. Trzeba sobie zdać sprawę z faktu, iż wiele naszych zakładów było wybudowanych w okresie, kiedy nie liczyła się żadna ekonomia, jedynie propaganda. Pamiętam, że w tamtych czasach średnio, co kilka minut jechał pociąg z Medyki do Nowej Huty z rudą, a tzw. ZR (wagony o zmniejszonej prędkości kiepskim stanie technicznym i przekroczoną datą rewizji) to była codzienność. Pociągi przemierzały z jednej strony Polski na drugi często ciągnąć puste wagony. Jednak, gdy jechały węglarki na Śląsk to zatrzymywane były nawet pociągi pospieszne.


Wielu z nas sobie zadaje sobie dziś pytanie, po co nam to wszystko i z łezką w oku wspomina "stare dobre czasy". Tylko zastanówmy się, czy one były takie dobre. Młode pokolenie dziś nie interesuje przeszłość. Dla nich liczy się tylko dziś i przyszłość. Dlatego może się żachną, gdy będą czytać ten tekst, ale przypomnijmy sobie tamte lata, kiedy śmialiśmy się, gdy w niedzielę czynu partyjnego grupa ludzi, z sekretarzem na czele, coś tam robiła, a w poniedziałek zjawiały się spychacze i wszystko obracały w niwecz, bo takie są przecież fakty.


Ale wróćmy do teraźniejszości. Pomimo tego, że z tej "tęsknoty" wróciło stare w nowym opakowaniu, to w dalszym ciągu jestem optymistą.


Moi drodzy, przecież Hiszpanie mają podobne bezrobocie do naszego, ale to tam jeżdżą do pracy nasi rodacy i nieźle zarabiają, więc jak to jest, że jednym się udaje, a nam nie. We wschodnich landach Niemiec podobnie bezrobocie sięga naszego poziomu, miasta się wyludniają, stoją puste mieszkania, bo mieszkańcy tych regionów chcą żyć lepiej, dlatego emigrują na zachód. I pracują tam tak, jak nasi rodacy, a niejednokrotnie za gorsze pieniądze. Czyli nie jest z nami tak źle, jak to przedstawia się ostatnio w środkach masowego przekazu. Rząd Jerzego Buzka pozostawił po sobie raport o stanie państwa. Jednak nowa ekipa stwierdziła, iż musi dokonać własnego bilansu otwarcia, który będzie opublikowany już po oddaniu tego tekstu do druku. Dlatego nie wiem, co się tam znajdzie, jednak chcę państwu przedstawić cytaty z raportu, który pozostał po poprzednim rządzie na temat służby zdrowia: "W okresie przejściowym niezapewnienie ministrowi zdrowia dostatecznych środków oddziaływania na kasy chorych; niezadowolenie pracowników ochrony zdrowia wynikające z niskiego poziomu płac; brak kompleksowego i sprawnego systemu informatycznego umożliwiającego identyfikację płatników, składek i ubezpieczonych; brak identyfikacji pracodawców nieodprowadzających składek; wadą ustawy o zakładach opieki zdrowotnej jest to, że w wielu przypadkach wadliwe były delegacje ustawowe do ministra nierzadko wprowadzone mimo jego sprzeciwu, a także bez jego wiedzy; z perspektywy pierwszych dwóch lat po wdrożeniu reformy szczególnie widoczny był niedostateczny Ťpotencjał ludzkiť; negatywny odbiór społeczny przeprowadzonych zmian, spowodowany m.in. brakiem wystarczającej informacji o zasadach funkcjonowania systemu powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego".


Wynika z tego raportu największym mankamentem poprzedniego rządu to był brak dostatecznej i gruntowej informacji, bo przecież zauważono niedociągnięcia, które występowały. Błędów nie popełnia tylko ten, co nic nie robi. Ponadto trudno nie dostrzec pozytywów wprowadzonych reform w wielu dziedzinach życia już przynoszą wiele korzyści.


Wszystko, co nowe to budzi lęk i obawy, które trzeba rozwiać. Podobnie rzecz się miała i u nas kolejarzy, gdy na koniec roku 2000 weszła w życie ustawa i można było odejść na zasiłek przedemerytalny w wysokości 160%, wielu się wówczas wahało i krytykowało takie rozwiązania. W roku 2001 na 120% zasiłku odeszło kilka tysięcy pracowników PKP S.A. Natomiast w roku 2002 już tej możliwości nie będzie jak i nie będzie, wielu innych świadczeń, za które został "nagrodzony" poprzedni rząd. Również dziura w budżecie nie była tak straszna, jak ją przedstawiano, co przyznał sam minister Belka.


Cóż, rzeczywistość ma to z siebie, że to, co nowe zawsze jest przyjmowane z dozą powątpiewania i niepewności. Po raz kolejny okazało się, że w ekonomi nie ma cudów i bez względu na to, co się obiecuje i mówi. To rzeczywistość pokazuje zawsze ten sam wynika, 2+2 zawsze jest 4 i nie może być inaczej. Trudno jest mieć pretensje do kogokolwiek, ale tak jakoś dziwnie się dzieje, że Mikołaj Rej ma nadal rację a druga część przysłowia jest ciągle aktualna bez względu na mijające wieki.


Adam Dyląg





  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.