"Wolna Droga" w Chinach
Grupa wrocławskich studentów postanowiła zorganizować wyprawę do Chin i Mongolii. "Wolna Droga" objęła patronat medialny nad tym przedsięwzięciem. Oto ostatnia relacja z wyprawy...
Kolej transsyberyjska - to hasło jeszcze przed wyjazdem działało na mnie jak zaklęcie, pobudzało wyobraźnię i obawy, czy wytrzymam. Wszak perspektywa czterech dni spędzonych w pociągu nie wygląda zachęcająco. Jednak warunki, w jakich przyszło nam spędzać naszą 96-godzinną podróż z Moskwy do Ułan Bator, znacznie przerosły nasze oczekiwania.
Te cztery dni i blisko 8000 kilometrów okazały się być przygodą samą w sobie i nowym doświadczeniem, które pozwoliło mi się przygotować do odrębności azjatyckiego świata. Wszak podróż samolotem - jak określił jeden z tak licznie spotykanych na naszej drodze obieżyświatów - to zupełna pomyłka. Pięć godzin lotu niewątpliwie może być interesującym przeżyciem, ale pozbawia nas niepowtarzalnych przeżyć, jakich dostarczyła nam kolej transsyberyjska. Nie co dzień bowiem mamy chęć - i przede wszystkim czas - pokonać 8000 kilometrów i pięć stref czasowych pociągiem.
Za oknem zmieniające się widoki, krajobrazy, duże miasta i liche wiejskie domki. Nic wyjątkowego, specjalnego, typowy widok zza pociągowego okna. Jednak atmosfera, jaka wytworzyła się podczas podróży, była jedyna w swoim rodzaju.
Monotonia podróży zmienia charakter naszego postrzegania czasu i otoczenia, nigdzie się nam nie śpieszy, celebracją poranka jest spacer do samowaru, by kolejny już raz wypić lub zjeść coś ciepłego. Wspaniałym dodatkiem do gorących kubków i innych przesmacznych dań "na szybko" są specjały kupowane na stacjach w dużych miejscowościach. Zresztą na każdy długi, bo półgodzinny postój, czekamy jak na zbawienie - nie ma ich wiele w ciągu dnia - wreszcie będzie można wyjść na "twardy ląd", wreszcie jakiś normalny spacer i zwiedzanie osobliwości peronu. Zresztą nie tylko dla nas postój jest prawdziwym przeżyciem, dla miejscowych przyjazd kolei to prawdziwe wydarzenie i często chwila ożywienia, szansa na dorobienie kilku rubli. Pokus jest naprawdę wiele - prawdziwa rosyjska kuchnia prosto ze starych, sfatygowanych wiklinowych koszyków tutejszych babuszek. Babuszek, które - ku mojemu rozczarowaniu - niczym nie przypominają starowinek z kwiecistymi chustami na głowach. Pierożki, bliny i czyburiaki, czasami wędzona ryba. Jest naprawdę w czym wybierać, patrzeć na jeszcze więcej. Kiczowate abażury, pstrokate skarpetki, przedziwne zabawki... Pociąg odjeżdża i podroż toczy się dalej....
Na brak komfortu narzekać nie możemy. Nasze "mieszkanko" to cztery łóżka, składany stolik, wszystko zamknięte w przedziale. Tak więc, w zależności od potrzeb możemy się otworzyć lub zamknąć na pociągową społeczność. Potworny upał bardzo nas męczy, przez okno wdziera się kurz, a my marzymy o wannie pełnej wody. Potrzeba niezaprzeczalnie jest jednak matką wynalazku i szybko znajdujemy sposób na mycie się w standardowej, pociągowej toalecie.
Co więcej, pewnego dnia nasz przedział przeradza się w wielką pralnię - pod sufitem porozwieszane sznurki, na nich kapiące rzeczy. I pobłażliwy uśmiech prowadnicy, czyli kierowniczki pociągu.
Nasza podróż z powrotem, do domu, to już zupełnie inna jakość - jedziemy osławionym "płackartnym", za połowę ceny, w teoretycznie o połowę niższym standardzie. W wagonie nie ma przedziałów, wszyscy, a więc około 45 osób mieszkamy w jednej, wspólnej "izbie". Mieszają się zapachy przygotowywanych potraw, trzeszczące odgłosy wydobywające się z głośników transsyberyjskiego radia, wieczorkiem przed oczami migają przed oczami współtowarzysze podróży w piżamach, rano zaś wiem co, kto i w jakich ilościach je na śniadanie.
Zresztą rano to pojęcie względne - nadal przecież żyjemy wedle czasu moskiewskiego, nie zważając na fakt, że nasze zegarki powinniśmy już o kilka godzin przesunąć do przodu. Tak więc śniadanie w porze obiadu, kolacja w środku nocy. Idziemy spać, gdy świta, wstajemy, gdy Słońce chyli się ku zachodowi. Zupełna dezorientacja dla naszych organizmów. I błogie uczucie beztroski. Nic nie trzeba.
Izolujemy się i integrujemy z pociągową społecznością. Podróż koleją to także - i przede wszystkim - godziny rozmów, wspólne posiłki, czy wreszcie spacery po przerażająco długim składzie pociągu. Cztery dni wystarczyło, by między nami a napotkanymi podróżnymi wywiązała się nić porozumienia i sympatii. Doskonale pamiętam mongolskie dziecko, z którym bawiłam się w wąskim korytarzu wagonu. Urozmaiceniem dnia były nasze wspólne obiady i kolacje z francuskim studentem jadącym do Chin, wreszcie interesujące rozmowy z siedemdziesięcioletnim Amerykaninem od lat podróżującym po świecie.
Wszystkim nam towarzyszyło podekscytowanie, wszyscy czekaliśmy na nowy, inny świat. Podekscytowana wracałam także do domu, świadoma, że po tak "egzotycznych" doświadczeniach także i Polska może okazać się innym światem. Malutkim krajem, który można przemierzyć w dwanaście godzin, podczas gdy podróż z jednego do drugiego krańca Rosji zajmuje ponad tydzień. Tydzień jazdy pociągiem i żadnej granicy na horyzoncie.
Wystarczająco długo, by cieszyć się z kresu podróży i twardego gruntu pod nogami, jednak zbyt krótko, by poznać wszystkich. Kolej to moim zdaniem mini reality show, zero prywatności i szkoła umiejętności życia w zgodzie z innymi ludźmi i ich - czasem uciążliwymi - przyzwyczajeniami. I tak jak w prawdzie reality show, w tym także trzeba się wykazać cierpliwością, siłą woli. Wychodzimy z zamknięcia w całkiem innym świecie.
Magdalena Cegielska
Informacje praktyczne:
W Rosji dostępne są trzy typy pociągów:
Obszcij - osobowy, miejsca siedzące,
Płackartnyj - około 45 leżanek w wagonie,
Kupiennyj - po 4 łóżka w przedziale.
Moskwa - Ulan Bator: w wagonie typu kupiennyj - 120 $
Moskwa - Irkuck: w płackartnym - ok. 55$
Moskwa - Irkuck - 5152 km
W każdym wagonie dostępne są samowary z wrzątkiem, zawsze jest wagon restauracyjny, na stacjach zaś można kupić prawie wszystko, czego dusza w podróży zapragnie.
Zasięg telefonów komórkowych bez zarzutu w europejskiej części, w azjatyckiej tylko w okolicach dużych miast.
|