Jest tajemnicą poliszynela, że wrocławski Główny jest miejscem, gdzie zdobycie "działki" nie stanowi żadnego problemu, trzeba tylko mieć te parędziesiąt złotych w garści. Nic też dziwnego, że zewsząd, nie tylko z miasta, ale z całego kraju, ciągną tu dealerzy i szeregowe ćpuny. Tych ostatnich widać i w hollu, i na zewnątrz dworca, jak na miękkich kolanach wycierają ściany ruchem pionowym - w górę, w dół.
Ciągną tu też różnego autoramentu menele, kieszonkowcy i wszyscy mający nadzieję na obrobienie drzemiącego na ławce lub wciskającego się do pociągu pasażera, kiosku czy innego punktu handlowego.
Dworzec Główny, ta dziś wątpliwej jakości wizytówka miasta, jest w nocy niebezpieczny i dla pasażera, ich mienia, oraz dla sprzedawców, bo dworzec, jak światło przyciąga nocne dwunożne ćmy, najczęściej z niecnymi zamiarami.
Wydawać by się więc mogło, że takie miejsce, ta "wizytówka" powinna być oczkiem w głowie służb porządkowych - policji, SOK, a także straży miejskiej, bo to przecież "wizytówka". Również właściciela dworca, żeby mu te ćmy nie odstraszyły handlowców, winien zapewnić maksimum bezpieczeństwa. W przeciwnym razie strumień pieniędzy wpływających do kasy kolei będzie raczej wysychał.
Tymczasem jest akurat odwrotnie. Jeszcze do niedawna na dworcu znajdowała się wartownia SOK, ale została zlikwidowana, i jeśli ktoś chciałby w nocy zobaczyć funkcjonariusza tej służby musiałby się fatygować do portierni w dawnym gmachu DOKP przy ulicy Joannitów, bo tam sokiści są, tylko nie wiadomo, co lub kogo chronią? Komendant Wiśniewski powiedział, że zrobiono to ze względów operacyjnych i oszczędnościowych.
Oszczędności na bezpieczeństwie?!
Na domiar złego - też ze względów oszczędnościowych - również policja, mimo kamer zainstalowanych w newralgicznych punktach dworca, przestała go w porze nocnej monitorować. I to jest dopiero śmieszne.
Nic więc dziwnego, że różnego rodzaju męty coraz bezczelniej poczynają sobie na dworcu. W tej sytuacji sprzedawcy czują się coraz mniej bezpieczni, a przecież tu ich bezpieczeństwo, bezpieczeństwo pasażerów i ich mienia, nie powinno podlegać dyskusji. Ci sprzedawcy, z którymi rozmawiałem z całą stanowczością mówią, że w nocy na dworcu coraz trudniej uświadczyć policjanta czy funkcjonariusza SOK. Podobno policjanci z Komisariatu Kolejowego są wysyłani na patrole w mieście, bo tam ich brakuje bardziej niż na dworcu!
Owszem, w ciągu dnia patrole zmotoryzowane policji podjeżdżają pod dworzec, zatrzymują ćpunów, czasem dealerów i wywożą do izby zatrzymań. Ale noc na dworcu należy do bezdomnych, meneli, dealerów, ćpunów i zwykłych opryszków, którzy okradają kioski, a sprzedawcom grożą pobiciem.
Żeby nie być gołosłownym, podam przykład. Wiem o okradzionym kiosku, a ostatnio w dwóch innych porysowano dość głęboko szyby, pewnie po to, żeby przy najbliższej okazji można było je bezszelestnie usunąć, a sprzedawcy, który to widział, poradzili uprzejmie, żeby trzymał m? na kłódkę, bo dostanie w p?.
Wrocławski Główny znam od lat, bywało tu różnie, ale tak niebezpiecznie, jak jest teraz, jeszcze nigdy nie było. Na tę sytuację powinien najpierw zareagować właściciel obiektu i to jego rolą jest zapewnienie pasażerom i dzierżawcom bezpieczeństwo, w przeciwnym razie wrocławski Główny stanie się meliną, bardzo niebezpieczną meliną, którą będzie się w nocy omijało z daleka. Gorzej będą mieli ci, którzy będą zmuszeni jechać z dworca nocnymi pociągami, ale mam nadzieję, że komuś jednak starczy na tyle wyobraźni, że te złe tendencje i zaszłości zlikwiduje.
Oczywiście czekamy na to, co ma do powiedzenia w tej sprawie właściciel.
W.W.
P.S. Pojawiła się jaskółka nadziei - choć to okres zimowy - Janusz Lach, członek Zarządu PKP SA, oświadczył na konferencji prasowej (patrz "Wolna Droga" 25/03, str. 24 i 25), że bardzo szybko wartownia na Główny wróci. Będziemy pilnie śledzić rozwój wydarzeń.
Rodzi się jednak w związku z tym szereg pytań, ale jedno zasługuje na pilną odpowiedź: skoro wartownia wraca na dworzec, to, po co ją likwidowano? Czyżby komuś zabrakło wyobraźni?
|