"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Wtorek, 19 marca 2024 r.
Imieniny obchodzą: Józef, Bogdan, Marek
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
27:1
    Gdzie mi tam do światłych umysłów posłów z PO i N z kropką, którzy gromkim krzykiem „Donald Tusk” wyrażali w polskim parlamencie niebywałą radość z wyboru na drugą kadencję dotychczasowego „króla Europy” - przewodniczącego Rady Europejskiej, tegoż Tuska właśnie. Dziś wszystkim wiadome jest, iż niemiecki kandydat na to stanowisko zwyciężył 27:1 z wystawionym przez polski rząd europosłem Jackiem Saryusz-Wolskim.
W moim określeniu Donalda Tuska „niemiecki kandydat” proszę nie doszukiwać się złośliwości, bo czymże jest stwierdzenie kanclerz Niemiec Frau Merkel wypowiedziane tuż przed wyborem przewodniczącego RE – „Cieszę się na kontynuację współpracy z nim”, jak nie wyraźnym wskazaniem, kto ma być „królem Europy”?
   Zapyta ktoś, czy wynik 27:1 jest porażką Polski? Bezsprzecznie tak. Dlaczego tak, to szeroko wyjaśniają różne tęgie głowy obznajomione z niuansami polityki wewnętrznej, zewnętrznej i każdej innej. Z porażki cieszą się, i to bardzo, politycy z „totalnej opozycji”. Są to w większości politycy, którzy nader chętnie wewnętrzne sprawy Polski krytycznie roztrząsali na brukselskim forum. Niektórzy prawicowi złośliwcy nazywali to - donoszeniem na swój kraj.
Rzecz w tym, że, moim zdaniem, brak w tej ocenie szerszego spojrzenia na ową porażkę. No, ale, po co patrzeć szerzej, skoro wynik 27:1 przeciw PiS-owi i Kaczyńskiemu tak fajnie wygląda w medialnych doniesieniach.
   Niemniej na forach internetowych tu i ówdzie pojawiają się komentarze nie koniecznie współbrzmiące z narracją euroentuzjastów o kompletnej klęsce polskiej polityki zagranicznej. Niektórzy publicyści zwracają uwagę, że JEDEN polski głos sprzeciwu (premier Beaty Szydło) świadczy o samodzielnej postawie Polski wobec niemieckiego hegemona. Nie wnikam w zadrażnienia na styku Kaczyński – Tusk. Istota w tym, że Polska, jako suwerenny członek Unii Europejskiej, ma niezbywalne prawo zgłoszenia swojego kandydata na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej i tej decyzji konsekwentnie bronić. Nikt rozsądny nie będzie przecież twierdził, że obecna Unia, to związek suwerennych państw.
   Sam Tusk - zwycięzca nie ma powodów, aby cieszyć się ze swojej wygranej, bo oto w Holandii Fransa Timmermansa (to ten od pouczania Polski, jak powinna wyglądać demokracja) zamieszki z udziałem mniejszości tureckiej z powodu postawy holenderskich władz wobec rządu w Ankarze i tureckich dyplomatów. A konflikt z Turcją może doprowadzić do kolejnej fali muzułmanów zalewającej Europę.
Tymczasem Unia pogrąża się w chaosie. Codziennie słyszymy o aktach terroru w Niemczech, Francji, Belgii. W wielu miastach Europy zachodniej powstają muzułmańskie enklawy, do których nie odważy się wejść nawet policja. Nic dziwnego zatem, iż nazajutrz po spektakularnym zwycięstwie gdzieniegdzie europejskie media donoszą, iż reelekcja Tuska, to nic innego, jak odegranie się na niepokornej Polsce przez unijnych „demokratów”.
   Natomiast wśród rodzinnych wielbicieli talentów „króla Europy” i prawdziwej „europejskiej demokracji” radość jest tak wielka, że dziennikarz „Rzeczpospolitej” bez krzty wstydu posunął się do ordynarnej manipulacji pisząc jakoby Marine Le Pen wespół z Jarosławem Kaczyńskim będzie niszczyć Unię Europejską. „Marine Le Pen zapowiada sojusz z Jarosławem Kaczyńskim w demontażu UE” – doniosła „Rzepa”.
Na taką prostacką manipulację fala oburzenia była tak duża, że konfabulujący dziennikarz za swoje kłamstwo musiał przeprosić. Pomyśli ktoś, że skoro przeprosił to dobrze. Przyznanie się do winy nikomu przecież nie zaszkodzi. Wręcz przeciwnie. Nic z tego. Przeczytajcie sami: – (…) w podtytule poniedziałkowego artykułu takiego właśnie określenia użyłem mówiąc o propozycji Le Pen dla Kaczyńskiego, choć to akurat słowo nie padło na środowej konferencji z ust liderki Frontu Narodowego. Napisanie podtytułu w formie cytatu było błędem, za co czytelników przepraszam. (…). Tak więc rzeczony dziennikarz przeprasza czytelników za formę przekazu, nie zaś za manipulację. Czyli faktycznie przepraszając nie przeprosił.
   Żeby nie było, ze czepiam się wyłącznie mediów lewicowych. Prawicowych też się czepiam, bo bardzo, ale to bardzo nie podobała mi się okładka „Gazety Polskiej”, na której pokazano rysunek przedstawiający Tuska w mundurze żołnierza Wehrmachtu z kanclerz Merkel w tle.
Panowie redaktorzy „GP”, jak wielka by nie była wasza złość na „króla Europy”, nie zniżajcie się do poziomu „Newsweeka”!
Marian Rajewski
fot. EUobserver.com


  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.