"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
Imieniny obchodzą: Agnieszka, Teodor, Czesław - Wielkanoc
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
Prosto z półki
Julian Barnes
„Zgiełk czasu”
Wydawnictwo Świat Książki 2017

Książka jednego z najwybitniejszych anglojęzycznych pisarzy, Brytyjczyka Juliana Barnesa, wywołała w ostatnich tygodniach gorące dyskusje. Chwalono wielką literaturę i wybrany przez autora temat – losy Dymitra Szostakowicza, wybitnego rosyjskiego kompozytora, który latami żył w lęku przed karzącą ręką władzy i trzykrotnie był przez nią upokarzany i zmuszany do wiernopoddaństwa – w 1936 roku (wkrótce po premierze jego opery „Lady Makbet mceńskiego powiatu”), w 1948 roku (kiedy ukorzył się przed partią) i w 1960 roku (kiedy został zmuszony do wstąpienia do partii). Barnes nie stworzył jednak chronologicznej biografii Szostakowicza, przede wszystkim genialnie sportretował człowieka zaszczutego i ubezwłasnowolnionego, który ze strachu czerpał osobliwą siłę do życia i tworzenia swojej genialnej muzyki. O ile proza Barnesa nie wzbudziła żadnych wątpliwości, o tyle owa gorąca polemika rozgorzała w kontekście polskiego tłumaczenia „Zgiełku czasu” autorstwa Dominiki Lewandowskiej-Rodak. Tym, którzy swobodnie czują się czytając w języku angielskim polecamy oryginał „The Noise of Time”. Pozostałym zaleca się, jako antidotum, uwagi krytyczki Doroty Kozińskiej, która na łamach „Tygodnika Powszechnego” dokładnie wypunktowała translatorskie błędy, na tyle poważne, że przekłamują wymowę książki Barnesa. Szkoda, bo to pisarz wybitny i na równie wybitne tłumaczenie zasługuje. Tym razem się nie udało.

Hubert Klimko-Dobrzaniecki
„Dżender domowy i inne historie”
Oficyna Literacka Noir sur Blanc 2017

Poprzednia książka Huberta Klimki-Dobrzanieckiego poświęcona Islandii jest po prostu znakomita i można ją swobodnie potraktować w charakterze niepokornego i błyskotliwego przewodnika po kraju, który tylko w teorii jest zimny. Tym razem ukazują się opowiadania. Historie rozmaite – mężczyzna ubezwłasnowolniony przez kobietę, angielska restauracja i wątek przypalonych steków, Chińczyk, który ma problemy z wymówieniem „r”, jest także Poncjusz Piłat żałujący swojego postępowania. Wszystko w wyrazistym, charakterystycznym bardzo dynamicznym stylu pisarza i z jego specyficznym podejściem do rzeczywistości, którą oglądamy w krzywym zwierciadle, przez co łatwiej nam z niej pożartować. I recenzja byłaby właściwie wyłącznie w samych pozytywach, ale… No właśnie, ale nie jest to najwybitniejsza z prac Klimki-Dobrzanieckiego, bo pisać potrafi zdecydowanie lepiej i ciekawiej, co wiedzą wszyscy jego fani. Tym razem kilka pomysłów trafiło się pierwszej klasy, ale ich realizacja okazała się już zbyt dosłowna, albo mało inspirująca. Ogólnie, może lepiej wrócić do poprzedniej „Zostawić Islandię”, bo lektura porywająca wręcz.



Tomasz Broda
„Coś Pan zmalował”
Wydawnictwo Format 2017

Niewielkie wrocławskie wydawnictwo Format specjalizuje się w wydawaniu książek dla dzieci, wyjątkowo ambitnie podchodzi jednak zarówno do treści (historie piszą m.in. Olga Tokarczuk, Hubert Klimko-Dobrzaniecki), jak i szaty graficznej. Tym razem czytelnik otrzymuje świetnie wyrysowaną (kreską wrocławskiego rysownika Tomka Brody, znanego m.in. z genialnego wprost cyklu „Zrób sobie”, w ramach którego pokazywał, jak z przedmiotów domowego użytki zrobić sobie np. znane postaci kultury, sztuki, zabytki) książkę po części biograficzną. Oto bowiem autor opowiada o swoim życiu cyklem świetnym ilustracji – od dzieciństwa w epoce Gomułkowskiej poprzez pierwsze zainteresowanie sztuką (Matejkowska reprodukcja u dziadków), gryzmolenie w szkolnych zeszytach, pierwsze zlecenie i wreszcie przyjazd do Wrocławia na studia, a potem finał w postaci… kariery wykładowcy na macierzystej uczelni. A w tym miejscu świetny przewodnik po wrocławskiej sztuce współczesnej na przykładzie profesorów ASP (każdy z malarzy narysowany w stylu naśladującym ich własny). A wszystko okraszone świetnym humorem, dystansem do siebie. Rzecz fajna do czytania i do oglądania, a przy okazji lekcja historii sztuki (trochę na wesoło).
MAT


  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.