"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
Imieniny obchodzą: Aleks, Grzegorz, Aleksander
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
Jestem z miasta
Przed kilkunastoma, a może i kilkudziesięcioma, laty popularna w naszym kraju była taka piosenka pod tytułem „Jestem z miasta”. Prawdę powiedziawszy ani ona, ani zespół, który ją wykonuje to - mówiąc oględnie - nie są moi ulubieńcy. Natomiast jedna rzecz utożsamia mnie z ową piosenką: jej tytuł.
Tak już los zarządził, że urodziłem się w dużym mieście, a gdy przyszło wynieść się z rodzinnych stron, to celem przeprowadzki, a przy okazji i mojego obecnego miejsca zamieszkania, było inne duże miasto.
Miasto - fascynujące i odpychające zarazem, budzące lęk, ale paradoksalnie dające schronienie. Obszar, na którym czujesz się wolny, ale masz także świadomość, że ta wolność jest efektem tego, iż wszyscy wokół mają cię gdzieś, że możesz leżeć nieprzytomny na głównym placu i większość przechodniów nawet cię nie zauważy, a ci, którzy zauważą będą udawali, że nie widzą.
Miasto tętniące życiem, pędzące przed siebie czasem na oślep, ale mimo wszystko zawsze w kierunku własnego rozwoju, bogactwa, luksusu, wygody. Pachnące najdroższymi perfumami, ale i cuchnące ściekiem oraz dymem z fabrycznych kominów. Miasto dające szansę jednym, a odrzucające innych, w tym nie do końca wyjaśnionym, skrajnie niesprawiedliwym procesie selekcji swoich mieszkańców.
Tu, mając identyczne kwalifikacje, jeden skończy, jako posiadacz pięknej willi w bogatej dzielnicy, a drugi na ulicy z plastikowym kubkiem oraz nadzieją, że ktoś wrzuci do niego parę złotych.
W moim rodzinnym mieście na przeciwko Opery, w której odbywają się wspaniałe wydarzenia kulturalne, dokładnie po drugiej stronie ulicy, stoi rozpadająca się rudera, w tej chwili już przeznaczona do rozbiórki, ale gdzie jeszcze nie tak dawno odbywały się regularne, alkoholowe burdy. Tak to właśnie było, z jednej strony ulicy: „...Hej, Halino, hej jedyna dziewczyno moja”, a z drugiej: „...Wracaj do swoich kochanków, larwo. Zabiję cię!”. Symboliczny w swoim pomieszaniu przykład miejskiego życia z jego biżuterią oraz fekaliami istniejącymi tuż obok siebie.
Mieszczanie - niby przypadkowa zbieranina, masa ludzka stłoczona na wspólnym terenie. Na ogół wzajemnie obojętni i sobie obcy, ale czasem połączeni jakimś sukcesem miejscowej drużyny sportowej lub wspólną zabawą na miejskim festiwalu. Wtedy to rodzi się w nich duch lokalnego patriotyzmu i nagle spostrzegają, jakiż to niesamowity oraz wyjątkowy jest ten ich Wrocław, Gdańsk, Szczecin, Warszawa czy Kraków. W dni powszednie zagonieni, nerwowi, zmęczeni. W weekendy wyluzowani, imprezujący lub odpoczywający w fotelu z pilotem w ręku.
Po prawdzie nigdy nie czułem mentalnej jedności z ludźmi z dużych miast, jak również nigdy ich nie rozumiałem, a po ostatniej niedzieli nie rozumiem ich jeszcze mocniej.
Tutaj, mniej lub bardziej płynnie - i tym razem bez liczb - chciałbym przejść do wyników drugiej (czyli w pewnym sensie miejskiej) tury wyborów samorządowych, które może i mnie szczególnie nie zaskoczyły, ale z pewnością zniesmaczyły, a w jednym przypadku nawet wzbudziły strach!
Gdyż, jakie inne uczucie może ogarnąć względnie normalnego człowieka, gdy dowie się on, że osoba skazana za gwałt na kobiecie w zaawansowanej ciąży, niemalże została prezydentem prawie dwustutysięcznego miasta? Zaiste, zabrakło zaledwie kilku procent, a pewna piękna miejscowość w północno-wschodniej części Polski okryłaby się hańbą, a i tak wskaźnik poparcia dla tej persony, mnie osobiście przeraża. To już nawet nie jest kwestia polityki, tylko zwykłego człowieczeństwa.
Pozostawiając już ten ekstremalny przykład i przechodząc do ogólnego podsumowania wspomnianej drugiej tury, chyba najlepiej zsyntetyzował ją mój wieloletni przyjaciel, gdy dosyć ostro i jednoznacznie stwierdził, że co jakiś czas podnosi się tępy łeb wielkomiejskiego leminga i właśnie znowu w ów czas wchodzimy.
Co gorsza, mój przyjaciel dodał także (a rzadko się on myli), iż za pół roku w wyborach do Parlamentu Europejskiego mobilizacja wśród wielkomiejskiego elektoratu będzie jeszcze wyższa, gdyż zachęceni swoistym nowym otwarciem, jakiego dokonali zeszłej niedzieli, tłumnie ruszą oni do urn w maju, przyszłego roku. To niestety oznaczać może tylko jedno, a mianowicie, że ów łeb znowu przez parę lat trzymany będzie wysoko oraz, że kolejne wybory, tym razem parlamentarne, przyszłorocznej jesieni będą dla szeroko pojętej „naszej strony mocy” nieprawdopodobnie trudne do wygrania, a o samodzielnej większości dla prawicy już w tej chwili możemy w zasadzie zapomnieć.
W tym momencie, nie wiem po raz który już, zawołam na puszczy, że w grudniu ubiegłego roku zaczęła się korozja dobrej zmiany, szumnie nazwana rekonstrukcją rządu oraz, że proces ten powoli, acz sukcesywnie, postępuje!
Moim skromnym zdaniem jeszcze nie jest za późno, ponieważ ogólne wyniki obu tur wyborów mimo wszystko wyszły in plus, natomiast warto zastanowić się nad najbliższą przyszłością. Trzeba rządzącym powrócić do tych chwil z roku 2015, gdy „dobra zmiana” nie była tylko pustym terminem, ale niosła ze sobą jakąś głębszą treść, nie tylko w czysto semantycznym znaczeniu.
Następny rok może być czasem ostrego, politycznego zakrętu i obyśmy tylko wszyscy nie wpadli w jakiś wielki, by nie powiedzieć... wielkomiejski poślizg.
Marian Rajewski
fot. wikipedia


  Komentarze 2
~wpisz swój nick2018-11-19 14:44:48
Jednym ze sposobów formowania pociągów, jest stosowanie odrzutu. Rozpędzasz, urywają i hamujesz, gdy podają sygnał stój - czyli koliste ruchy chorągiewką lub latarką, i krzyczą kolejowym żargonem: dobraaaa... Gdy Dobra Zmiana przejęła nastawnik, i próbują odrzucić złodziejski i sprzedajny postkomunistyczny beton, to z Brukseli i Berlina krzyczą: dobraaa... Beton jeszcze nie ruszył, a Dobra Zmiana już hamuje...
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.