"SEMAFOR": podjęliśmy próbę przekazywania na łamach "Semafora" informacji i wiadomości, które mamy nadzieję zainteresują naszych czytelników; informacji których nie znajdziecie na łamach oficjalnych dzienników....

WOLNA DROGA: Choć poszukiwanie prostych rozwiązań jest osadzone głęboko w podświadomości, a nieskomplikowany obraz rzeczywistości jest wygodny, nie zmusza do choćby chwilowej zadumy, do uświadomienia prawdy o traconym wpływie na własne losy, na otaczający świat - od poszukiwania prawdy nikt nas nie zwolni.

 
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
Imieniny obchodzą: Maria, Marcelina, Marzena
 
Roczniki:  2001200220032004200520062007200820092010
201120122013201420152016201720182019
Numery:    
()   -  
Kolej na muzykę - „The Stranger” – Billy Joel (1977)
Billy Joel nie był faworytem krytyków muzycznych, nigdy nie był też szczególnie popularny w naszym kraju. Mimo to pięciokrotnie uhonorowano go amerykańską prestiżową nagrodą Grammy, a jego album „The Stranger” zapewnił mu w drugiej połowie lat siedemdziesiątych status gwiazdy i największy sukces artystyczny w całej karierze. Łącznie sprzedał ponad sto pięćdziesiąt milionów płyt, a wspomniany album jest do dziś najchętniej kupowaną pozycją spośród całej oferty wytwórni Columbia Records.
Gdzie tkwi jego tajemnica? To płyta dla każdego, każdy odnajdzie w niej siebie. Znalazło się na niej dziewięć ballad, które urzekają od pierwszego przesłuchania. Któż z nas nie czuł się niczym tytułowy obcy, w nieprzyjaznym środowisku, poszukując maski, za którą mógłby ukryć prawdziwe uczucia. Pozornie banalne teksty niosą uniwersalną treść, bliską każdemu i prowokują do myślenia.
Billy Joel traktował je poważnie, tak samo poważnie, jak muzykę. Poświęcił im wiele czasu.
W 2007 roku, z okazji trzydziestolecia premiery, ukazała się rozszerzona wersja tego wydawnictwa. Uzupełniał ją koncert z nowojorskiej Carnegie Hall, zarejestrowany w 1977 roku, tuż przed nagraniem płyty. W pudełku znalazła się też replika notesu, który towarzyszył artyście w trakcie pracy, a w nim surowe wersje tekstów, pełne poprawek i skreśleń.
Ów dokument pozwalał niejako zajrzeć za kulisy i poznać proces pisania i nagrywania piosenek. Ich tematyka dotyka różnych aspektów miłości. Temat pozornie mało atrakcyjny i wielokrotnie wyeksploatowany. A jednak nie. Niełatwo opisać słowami subtelnie i zdumiewająco trafnie te, jakże ważne momenty ludzkiego życia. Joelowi się to udało, wyszedł daleko poza utarte schematy, a jego teksty do dziś nie straciły swej aktualności. Towarzyszy im równie atrakcyjna i bogato zaaranżowana muzyka.
Mimo wykorzystania wielu instrumentów i bogactwa ich brzmień całość jest bardzo swobodna i naturalna. To także jego zasługa. Płyta może podobać się każdemu, potrafi oczarować też mniej wymagających słuchaczy. W muzyce słychać zarówno dalekie echa piosenek The Beatles, inspiracje amerykańskim wodewilem, jak i klimaty zaczerpnięte desek Broadwayu.
Są utwory z rockowym pazurem, jak i romantyczne, z delikatnymi dźwiękami fortepianu i pogwizdywaniem Joela. Bodaj najbardziej zapada w pamięć kompozycja tytułowa, jednak zwraca uwagę także spokojna ballada „Just The Way You Are”, ciekawie zaaranżowany siedmiominutowy muzyczny epos „Scenes From An Italian Restaurant” z zapadającym w pamięć akordeonem oraz „Vienna” - piękna piosenka o ciągłej i niepotrzebnej gonitwie.
W zasadzie trzeba byłoby wymienić wszystkie utwory, bo jak pominąć otwierającą album rytmiczną piosenkę „Movin' Out”, kapitalny nastrojowy „She's Always A Woman”, z wyeksponowanym pianinem, gitarą akustyczną i fletem lub też zamykający płytę „Everybody Has A Dream”. Zwłaszcza ta ostatnia ma w sobie jakąś magię. Otwiera ją delikatne klawiszowe intro, dobarwia żeński chórek, a całość kończy repryza, powtarzająca motyw z utworu tytułowego.
Może w tym przemyślanym zestawie dziewięciu piosenek leżał klucz do sukcesu. Mimo pozorów i panującej wówczas mody bynajmniej nie tworzą one koncept albumu. Są proste i trafiają w uczucia, wszak parafrazując tytuł ostatniej ballady - każdy ma jakieś marzenia…
Jak wynika z dokumentów udostępnionych przy okazji rocznicowego wydania, większa część materiału została nagrana w studiu na żywo. To pozwoliło pokazać nie tylko mistrzostwo wykonawcy i członków jego zespołu, ale także zachować pewną nieuchwytną atmosferę, możliwą do wytworzenia jedynie w warunkach „live”.
Nie bez powodu współcześnie coraz więcej zespołów wraca do takiego sposobu rejestracji płyt. Wymaga to nie tylko biegłego warsztatu i doskonałego zgrania, ale także pewnej „chemii” między muzykami. Tu chyba trzeba szukać źródła sukcesu.
Niewątpliwie do sukcesu płyty przyczynił się Phil Ramone, charyzmatyczny realizator nagrań i producent. Billy Joel trafił do niego przez przypadek, po tym jak nie udało mu się zatrudnić Georga Martina, legendarnego producenta The Beatles. Mimo to miał szczęście, bowiem „The Stranger” okazał się albumem, który zapoczątkował owocną współpracę z Philem Ramone, trwającą ponad dekadę. Sukces płyty został poparty trasą koncertową, obejmującą pięćdziesiąt cztery koncerty w USA i Europie.
Płyta urzeka do dziś. Muzyczna wirtuozeria wykonawców sprawia, że jest ponadczasowa, a pojawiające się na koniec nawiązanie do tematu z początku albumu sprawia, że chęć wysłuchania całości po raz kolejny staje się czymś zupełnie naturalnym…
Krzysztof Wieczorek


  Komentarze 2
  Dodaj swój komentarz
~
Copyright "Wolna Droga"
[X]
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.